Baba wśród dostawczaków

Taki dowcip kiedyś słyszałam. Z cyklu zagadka:

– Jaki samochód podjeżdża pod 40-centymetrowy krawężnik?

– SŁUŻBOWY!

I coś w tym jest! Zawsze myślę o tym żarciku, kiedy obserwuję w działaniu tzw. dostawczaki, czyli samochody firmowe rozwożące po całej Polsce różne towary. Ich kierowcy są dla mnie najbardziej nonszalanckimi użytkownikami  polskich dróg, ulic, mostów, wiaduktów, ścieżek rowerowych, mostów kolejowych i chodników… NIC i NIKT takiego Dostawczaka nie jest w stanie powstrzymać przed najbardziej kretyńskimi manewrami. Nawet napisy na karoserii, z informacją od właściciela firmy: „Jeśli zauważyłeś, że podczas jazdy wykonuję nieprawidłowe manewry – DZWOŃ!…” A próbowaliście kiedyś zapisać ten numer zapisany na karoserii, kiedy Kierowca takiego Dostawczaka wyrabia te wszystkie rzeczy, o których wszyscy wiemy, ale nikt nie ma odwagi o tym głośno powiedzieć???Bo ja nawet nie próbowałam… sadzę, że mogłabym po prostu od Dostawczaka dostać w sekundę z liścia, choć jestem Babą, przecież… No to tylko obserwuję… niedawno na przykład w metropolii pod nazwą Otwock, jakieś 400 metrów przed kolejnym rondkiem, jeden Dostawczak (z tamtejszej pralni) wyprzedził mnie w nerwach, a zaraz potem uczynił to następny (piekarnia z Grójca), 100 metrów przed wspomnianym rondkiem … zapewne zrobili to z powodów ambicjonalnych:

  1. Może prowadzili między sobą jakiś wyścig z cyklu „ Otwock Racing”????
  2. Albo  zauważyli, że Baba przed nimi jedzie, a to przecież dla Dostawczaka jest absolutnie dyskredytujące, aby ciągnąć się z prędkością 70 km/h na dojeździe do rondka za jakąkolwiek Babą! FUJ!!!

Do moich ulubionych zachowań Dostawczaków należy kilka sztandarowych numerów:                                                                  – nieoczekiwana zmiana pasa na skrajny w stosunku  do zajmowanego, oczywiście, bez jakiejkolwiek sygnalizacji                  – włączanie się do ruchu zgodnie z zasadą „ruskiej ruletki”, czyli Dostawczak robi innym uczestnikom ruchu nagłą próbę hamulcową                                                                                                                                                                                                          – nadużywanie klaksonu – w każdej sytuacji, także w korkach  i , oczywiście, o każdej porze doby                                                – gwałtowna jazda przełajowa chodnikiem, wykopem, ścieżką rowerową, poboczem mostu kolejowego, przez trawnik, a nawet klomb (autentyk z Białegostoku!), bo „przecież w pracy jestem,  nie widzicie???!!! Spieszę się –  sushi, pierogi i pizzę wiozę, muszę zdążyć w porze lunchu!”                                                                                                                                                          – parkowanie wbrew jakimkolwiek zasadom (tutaj mam dla Dostawczaków wiele empatii. Nikt z nas nie chciałby być na ich miejscu w centrach wielkich miast. Ich praca w takim środowisku jest chyba bardziej nerwowa niż robota sapera, który myli się ponoć tylko raz…).

Czasami myślę o tym, ile razy na dobę Kierowca Dostawczaka musi negocjować ze Strażą Miejską lub Policją – w sprawie świateł awaryjnych, parkowania na zakazie, itd., itp.?  W sumie, kiedy tak sobie przypominam te wszystkie numery Dostawczaków… to nawet ich podziwiam za ułańską fantazję i mam dla nich wiele sentymentu… uważam jednak, że raz na jakiś czas właściciele tych wszystkich firm, dla których pracują Kierowcy Dostawczaków, powinni swoim pracownikom fundować przymusowy pobyt w Australii, obowiązkowo z wynajmem samochodu… dlaczego?  Bo mam takiego jednego kolegę ze studiów (Irokez- POZDRAWIAM, gdziekolwiek jesteś!!!), który pół roku mieszka w Polsce, a pół roku w Australii… i kiedy wraca z Polski do Australii po paru miesiącach, przesiąknięty polskim stylem jazdy…  i tak zajedzie na skrzyżowanie w Melbourne, w wyżej opisanym przed rondkiem w Otwocku stylu, to pozostali uczestnicy australijskiego ruchu patrzą na niego z wielką troską… niektórzy nawet pytają: ”Hey, man… masz jakiś problem może? Wyluzuj, tu jest Australia, my tu wszyscy wyluzowani… odpuść już sobie te kozackie numery!”

I uśmiechają się szeroko… po australijsku  tak… nie po otwocku…

cdn