W Ameryce mają ciekawy pomysł dla kandydatów na kierowców. W trudnej grupie wiekowej 16-25, w ramach kursu prawa jazdy, jest przewidziana wizyta na miejscu wypadku drogowego. Podobnie dzieje się, o ile kierowca amerykański dopuści się wykroczenia zagrożonego utratą prawa jazdy… zabiera się go po prostu na miejsce wypadku. Taka resocjalizacja …
Można uznać, że po prostu Amerykanie i Kanadyjczycy mają inne prawo niż w Europie i przejść nad tym do porządku dziennego. Ludzie, którzy jeżdżą na co dzień po bezkresnych high wayach z dopuszczalna w Ameryce prędkością 100-110 km/h nie mogą być normalni przecież – pomyśli Europejczyk, z przewagą Polaka… A mnie się wydaje, że Amerykanie jednak swoje wiedzą.Tak się składa, że przez kilkanaście lat pracowałam jako reporterka telewizyjnych programów informacyjnych. Tam się nie kaprysi, nie wybiera tematów. Panuje zasada: ”Na kogo padnie – na tego bęc”.Jest kraksa na autostradzie – w środku nocy, na drugim krańcu regionu, a to ty masz dyżur w redakcji – jedziesz, bo deadline, bo wydawca czeka, bo nie ma to tamto!
Tak więc widziałam w życiu kilka tysięcy miejsc po tzw. „zdarzeniach drogowych” – stłuczkach, kolizjach, wypadkach, karambolach czy katastrofach w ruchu lądowym – jak określają je policjanci i prawnicy… to nie były łatwe przeżycia, sądzę, że zostają we mnie do końca życia. Zdarzało się, że przyjeżdżaliśmy z ekipą szybciej od służb ratunkowych. Widziałam kiedyś tak straszne miejsce po katastrofie, że strażak nie wytrzymał napięcia i… po prostu zwymiotował jak nowicjusz.
Zdarzyło się, że pielęgniarka z „R”-ki zaliczyła w innym okropnym miejscu po wypadku regularny atak histerii. Fachowo i spokojnie udzielili jej pomocy koledzy z ambulansu. Nie mieli tam zbyt wiele roboty, bo wszyscy uczestnicy zdarzenia po prostu nie żyli… trzeba było poczekać na prokuratora… a czas się dłużył… Nie chcę epatować swoimi przeżyciami, bo nie o to chodzi. Przywołuję te przykłady, aby potwierdzić słuszność amerykański ego modelu szkolenia kierowców. Wizyta na miejscu wypadku naprawdę działa na wyobraźnię! Dlatego pokuszę się tutaj o apel do Mrugaczy – typu kierowców, których najbardziej nie znoszę.
To osoby zrywne, nerwowe i niebezpieczne. Znacznie przekraczają dozwoloną prędkość, zmieniają pasy jak w grze komputerowej, a na jadących lewym pasem nie dość szybko – ich zdaniem – po prostu histerycznie, agresywnie mrugają światłami. Sygnalizują w ten sposób, że się spieszą, że wszystko wiedzą o szybkiej jeździe autostradą i zasadach ruchu na lewym pasie, o ustępowaniu miejsca tamże, o dobrych praktykach kierowcy i zasadach panujących na drodze. Pewnie spotkaliście chociaż raz w życiu Mrugacza podczas podróży? Pewnie Wam trochę podniósł ciśnienie?
Może sami jesteście kimś takim i uważacie, że zrzędzę jak stara ciotka? A może ktoś z Was jest policjantem autostradowym i marzy o tym, aby każdego Mrugacza dojechać choć raz i mieć takie narzędzie prawne, aby wysłać go na przymusową wizytację miejsca po wypadku, niechby mu zadziałało na wyobraźnię? I może wreszcie przestałby mrugać?